niedziela, 29 maja 2016

wątpliwa uroda grypy

Lato po Irlandii szaleje w najlepsze, a ja połamana i zasmarkana pocę się pod kołdrą.
Nie synchronizujemy się z pogoda najwyraźniej, oj nie synchronizujemy.
Masakra jakaś. Na zewnątrz temperatura jak na kanarach nie przymierzając, a ja w betach z Panadolem i termometrem. I zapasem papieru toaletowego, żeby nie smarkać w poduszkę.  Wkurza mnie to, bo nie miałam grypy od dobrych pięciu lat i  zupełnie zapomniałam jaka to wątpliwa przyjemność.
Mam nadzieje, ze do wtorku mi przejdzie. We wtorki mam szkolę w Dublinie i za żadne, absolutnie żadne skarby nie mogę opuścić nawet jednego dnia. Raz w  tygodniu jeżdżę na zajęcia z tradycyjnego jubilerstwa i dużo się tam zawsze ciekawego dzieje, ale z drugiej strony jak mi nie przejdzie to głupio będzie innym kichać i rzęzić do ucha.

Większość roślin jeszcze nie posadzona, taki to ze mnie lousy gardener, niestety. Zepsuła się kosiarka i nie ma jak dowieźć  ziemi na rabaty.
Co ma kosiarka do transportu?
Otóż nasza kosiarka to taki mini traktor pod którą podłącza się w razie potrzeby przyczepkę i można przewieźć nawet niewielką altankę. Pod warunkiem oczywiście, ze nic w kosiarce akurat nie pierdło i jeździ.  A to co raz rzadsze. Pewnie jak mi grypa przejdzie będę z końca wsi z wiaderkami ziemi zasuwać.

I jeszcze z bieżących.

Rysiek nam choruje. Lekarz zdiagnozował reumatyzm.
Az mi się wierzyć nie chce, ze mi się zwierzak starzeje, no bo jak to,  przecież tak niedawno przywiozłam do domu przestraszonego i zalęknionego dużego szczeniaka, a tu co, starość????

Byliśmy już dwa razy u psiego ortopedy w Cork. Myślałam, ze znalazłam w końcu dobrego  specjalistę, ale niestety, w przyszłym tygodniu wrócimy jednak do naszego starego weta.

Wymyśliłam sobie (logicznie w sumie), ze jak pies ma problem z drżeniem łap, to najlepiej do psiego ortopedy, powinien chyba wiedzieć lepiej, niż ten do którego jeździmy na szczepienia, logiczne w sumie.
Ale.
No właśnie. To chyba nie jest jednak ten kejs. Mam niejasne wrażenie, ze ta lecznica wyciąga tylko od nas kasę i to w sumie nie małą, a diagnoza postawiona jest trochę na oko.
A było to tak: podczas pierwszej wizyty- jak wcześniej już napisałam, pojechaliśmy do  specjalistycznej lecznicy, daleko, bo do Cork- bo psu drżały łapy, był ospały, osowiały, w nocy często się budził, no nie swój ostatnio był i już, właściciel to wie.
Na miejscu przyjął nas właściciel kliniki, gość z długoletnią praktyka, super myślę sobie, Rysiek trafił w świetne ręce. Od razu ustalił, ze to on od teraz będzie lekarzem prowadzącym i gdyby coś, to kontaktować się tylko z nim, nikim innym.  No wiec ja mu o tych drżących łapach, martwią mnie w końcu bardzo i mam wrażenie, ze to się ostatnio nasila, szczególnie jeżeli chodzi o dwie przednie.
Weterynarz psa badał dosyć długo, jednak zamiast na przednich łapach,  skoncentrował się na lewej tylnej. Po chwili stwierdził, ze tak na dziewięćdziesiąt procent potrzebna będzie operacja i czy pies ma ubezpieczenie?
Ubezpieczenia nie ma, bo jak już kilka lat temu na to wpadłam, ze dobrze by było psa ubezpieczyć to dowiedziałam się, ze w wypadku tej rasy piec lat to górna granica wieku czyli już się nie załapiemy. Teraz chłopak ma osiem wiec po zawodach. Ale trudno, jak trzeba operować to trzeba.
Lekarz pobrał  tylko krew do badania, nie zrobił  ani rentgena ani usg, za to zapisał Rimadyl na dwa tygodnie.
Skasował trzysta i kazał obserwować.

Wróciliśmy do gabinetu po dwóch tygodniach. Pan doktor czasu miał już jakby mniej, przyjęła nas w zastępstwie przemiła pani weterynarz, która serio, gdybym pracowała w sklepie monopolowym to w życiu bym jej flaszki bez dokumentów nie sprzedała. Może siksa miała ze dwadzieścia lat, ale głowy bym nie dała. Za to była bardzo miła  to sobie pogadałyśmy.
Ponieważ ja tak ciągle o tych drżących łapach to pani lekarka w końcu mówi, ze może nasz piesek jest nerwowy z natury i może tak mu łapy z nerwów drżą..?.................. ???
Hmmm....
Z wielkim trudem przyszło  mi ugryźć się  w język.
Pod koniec wizyty narysował się w końcu nasz lekarz prowadzący, pomacał Ryszarda i mówi, ze z prawą tylną nie jest dobrze i czy nie chcemy pomyśleć o operacji??? Za to lewa na jego oko się poprawiła i to jest ta dobra wiadomość. Mówię mu, ze pies nigdy nie kulał na tylne łapy, ani na lewą ani na prawą, żadnej z nich nie oszczędza, widzę, jak się kladzie itp. więc po cholerę ta operacja? W jakim celu?A, jeszcze rzutem na taśmę dowiedziałam się, ze przyszły wyniki krwi i próby wątrobowe nie są najlepsze, ale to już nie jest problem dla ortopedy.
Rimadyl nadal podawać. Olać wyniki krwi mimo, ze Rimadyl jest bardzo agresywny.
Wrócić za dwa tygodnie.
Trzysta, dziękuję.
Znowu bez rentgena czy usg.

Nie wróciłam za dwa tygodnie. Rimadyl odstawiłam.  Za to w przyszłym tygodniu wracamy z Kudłatym do naszego sprawdzonego weta.
Cholera, naprawdę- pomijając wszystko inne- świadomość, ze ukochany zwierzak się starzeje jest okropna...


Z weselszej beczki to malowanie jeszcze na przyszły tydzień zaplanowałam.
Mąż lekko zezuje i zgrzyta zębami. Ciekawe DLACZEGO :)

P.S.
Wlazłam przed momentem na  bloga Szamana-Galicyjskiego i o matko, chcę gdzieś wyjechać
Wcale nie musi być to daleka wyprawa. Bretania jest jak najbardziej...
Oby wino było dobre i chłodne, a owoce morza świeże i odpowiednio przyrządzone :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz