Jak mam leżeć to łażę, jak mnie terminy gonią i trzeba podkręcić tempo to bym sobie pospała. Albo przynajmniej coś przeczytała. Taka powszechna, pospolita babska przekora, która niejednej z nas od czasu do czasu komplikuje codzienność.
Dzisiaj zamiast leżeć i do końca pozbyć się upierdliwego przeziębienia snuje się po kuchni i wymyślam. Pisałam już, ze ze mnie w sumie lepsza kucharka niż ogrodniczka..?
I bardzo szybka, a szczególnie jak mam mało czasu albo jestem na diecie :)
A ze teraz jestem na diecie i powinnam trzymać się daleko od kuchni to poszło mi w okamgnieniu.
Fejs mi podpowiedział, bo krąży sobie ten przepis po sieci od kilku dni, a ze już lata tego nie robiłam wiec zapiszę sobie tutaj, żeby znowu gdzieś w czeluściach pamięci na lata nie przepadło.
Uprzedzam, pyszne ale cholernie kaloryczne :)
Fettuccine Alfredo z krewetkami dla trzech dorosłych oraz psa:
Garść rozmrożonych krewetek na osobę- osuszyć, posolić, dodać posiekany czosnek, sok z cytryny, trochę oliwy, odstawić.
W tym czasie wrzucić paczkę makaronu fettuccine (ew. spaghetti, tagliatelle czy inny ulubiony) na osolony wrzątek i zabrać się za sos:
smażyć krotko krewetki na dwóch (tak mi jest wygodniej, chyba mamy tutaj słaby prąd, inaczej się duszą i trwa to godzinami) mocno rozgrzanych patelniach z obu stron. Krewetki odłożyć na bok, na tłuszcz rzucić więcej posiekanego czosnku (ja dodałam jeszcze 100ml wytrawnego wina do czosnku- do odparowania), dolać ok. 200 ml słodkiej śmietany, dosypać porządną garść utartego parmezanu, wrzucić odsączony makaron, krewetki, posiekana bazylię, czarny pieprz, ew. trochę wody z gotowania makaronu, można tez dodatkowo posolić i VOILÀ, gotowe!
Można zmieszać sos z domowym pesto- będzie pesto Alfredo, można zrobić pesto ze świeżego szpinaku z orzechami włoskimi, można dodać pokrojone pomidorki koktajlowe lub w zalewie, bla bla bla, można tak kombinować w nieskończoność...
Bajka, serio. Dłużej zapisywałam cały przepis niż gotowałam.
Ostatnio bardzo cenie sobie przepisy, które są mało kłopotliwe i szybkie :)
W zamierzeniu jednak to nie jest blog kulinarny, no ale... :)
Kończą mi się skandynawskie kryminały, za chwile doczytuje ostatniego Wallandera. Jak tu żyć???
Wrocilas do pisania! :))))
OdpowiedzUsuńA takie krewetki uwielbiam!
Przez pewien czas myślałam,ze fejs wystarczy, ale nie do końca.... :)
Usuńuwielbiam krewetki pod każdą postacią :)
OdpowiedzUsuńfajnie, że znów piszesz
a co ze starym blogiem ?
och ach krewety mniam, bo mam podobnie do Sonic ))))
OdpowiedzUsuń